03/04/2013

Parlez vous Bla bla - My way to learn a foreign language / Mój sposób na naukę języka obcego


Picture uploaded from Google Images
Ever since I remember I always envied bilingual people. I believe, that they have an incredible capacity to express themselves in two different ways.

Not to mention those, who fluently speak more than two languages, or those who grew up in places where foreign languages are thoroughly taught from the youngest age. A slap in the face for so called 'talent for learning languages'.

I do not diminish here a value of the talent as such. I dare to say though, that a proper education enforced on a fundamental belief, that a language of certain country isn't the only way to communicate makes it easier.

For example the Scandinavians do not 'contaminate' thier minds by thinking, that others should learn their national languages if they would like to speak to them. All the opposite. They leave their pride behind and surround themselves with the English language not taking away anything from their national identity and interesting culture by doing so.

I heard once that if we don't know at least one foreign language, we don't know our mother tongue either.

I do agree.

Why? Because when learning a foreign language we are discovering our language again by listening deeper the words that we are using. Therefore when building phrases in a foreign language we can compare its similarities and differences to our mother tongue. This allows us to see how we think and how we construct phrases and can tell us a lot about how our mind works.

I love this feeling, when I discover that a certain word in my own language was created out of just new learned foreign word in another language, which I speak or study.

Maybe you have already heard a saying, that when we know a foreign language it is easier to learn others. I agree with this too, although when it comes to languages of European origin. I cannot tell whether this statement refers to all languages, as unfortunately I have not learned any language that is used outside of Europe.

The first foreign language I learned to speak fluently was Italian. Simple reason for this was that I began my international travels going to Italy for work, where people mostly speak Italian! I use the word mostly for a reason. A lots of inhabitants of this beautiful country speak regional dialects not making a big deal out of not talking 'correct Italian'.

Before I left for Italy, I knew maybe two words in Italian such as „Thank you” and „Yes”. Regardless, I stocked up my bag with Polish-Italian, Italian-Polish dictionary and moved to conquer Italy.

I immediately realized, that my 'a little bit of German' and 'a little bit of English' from school would not impress the locals, because none was paying too much attention to communication in other languages. Full of joy I notoriously began to browse my dictionary at every conversation I had and a new word would 'come into my head' as part of the process. Please do not overestimate my English-German abilities at that time. Unfortunately in Polish schools (at least 'during my time') they did not teach foreign languages as a form of communication. They drummed it into our heads speaking mostly Polish as they did it!

It is like learning how to swim on a sandy beach. I am not surprised, that people are not keen on jumping into the ocean of foreign langauges after lessons conducted on sand of their mother tongue. The sand scratches eyes like a lack of courage to start speaking the language taught in such a way.

Luckily nothing has scratched me, as Italians are very open to those who want to learn their language. Italian men for example are quite visual creatures, so it does not matter very often whether you say anything to them.

However 'speaking' (read chatting) was my favorite thing to do and I was aware, that if I did not learn Italian I would be in trouble.

Due to this issue I created in my head the following recipe to learn Italian:

I started from basic verbs, which I consider necessary: to like, want, can, to do, to speak and obviously to be and to have. I deliberately limited verbs variation to first and second person (ie. I think, you think), because we don't really need more for the first days and if we forget the variation we can always 'defend' ourselves with infinitives. I also learned these verbs in past simple, but only the first and second person. I believe that it is very important, as it is not easy for our listener to distinguish when we are talking in present or when in the past tense. I sometimes also used a gesture of waving my hand to describe that I mean a verb in the past teen. It helped, but knowledge of the past tense within the first days impresses a hell of a lot.

To my mixture I have also added adverbs such as: yesterday, today, tomorrow, counting to ten and a few nouns. For me it was crucial to know how to say for example: a week, a month, a year etc. It allows us to answer standard questions like: “How long are you here for?” and “When did you come here?” We can learn these nouns

We finish with two fundamental questions: “What does (it)... mean?” and “How do you say (this)... in...?”

And never ever we do learn a legendary expression from bla bla phrase books “I don't speak...”

We are not one or two year old that cannot speak. I think, therefore I speak should be our motto.

'Useful' words from language courses and schools such as attic, ham, hammer or bra can stay still in a dictionary and wait for their turn. We have only one mind and we need to supply it what is essential first.

We add confidence to the whole thing and we make it clear for us that even though we speak in a funny way and our grammar is bad at least we already say something and we are keen on it. Anywhere in the world I have been to I do not recall that that someone would criticize me for my willingness to communicate. In the worse case scenario we can make a person laugh (isn't great to make people smile even for a moment?) and in the best case we immediately capture their heart.

Fluent speaking in a foreign language is power – because it builds respect, freedom - because of the independence from others and expressing yourself with your own words. It is also an awesome opportunity to discover our 'alter ego', which in a foreign language can show us our temperament and behavior in a completely different light.


*In the described way I learned Italian, Spanish and I am currently learning French. It is not an academic method but it turned out to be effective to me.


WERSJA POLSKA / POLISH VERSION 



Od kąd pamiętam, zawsze zazdrościłam osobom dwujęzycznym. Uważam, że mają one możliwość wyrażania siebie na dwa różne sposoby.

Nie wspomnę, o tych którzy biegle władają więcej niż dwoma językami, lub o tych, którzy mogli dorastać w miejscach, gdzie skrupulatnie naucza się języków obcych od najmłodszego wieku nie zwracając uwagi na tzw talent 'do języków'. Nie bagatelizuję tutaj wartości talentu samego przez się. Śmiem twierdzić, że odpowiednia edukacja oparta na fundamentalnym pojęciu, że ich język to nie jest jedyny sposób porozumiewania się na świecie zdecydowanie ułatwia zadanie.

Skandynawowie na przykład nie 'zanieczyszczają się' myśleniem, że to właśnie inni powinni uczyć się ich narodowych języków jeśli chcą sie z nimi porozumieć. Wręcz przeciwnie, duma za płot (czyżby na Wyspy??) i otaczają się angielskim ze wszystkich stron nie tracąc przy tym na ich tożsamosci narodowej i jakże nietuzinkowej kulturze.

Kiedyś usłyszałam, że jeśli nie znamy choć jednego języka obcego to tak naprawdę nie znamy rownież swojego języka ojczystego.

Najbardziej w świecie się z tym zgadzam.

Dlaczego?

Bo ucząc się języka obcego odkrywamy nasz ojczysty na nowo poprzez głębsze wsłuchanie się w słowa, których używamy. Natomiast przy konsturowaniu zdań w obcej mowie mamy okazję porównać różnice i podobieństwa w nich zawarte. Pozwala nam to na obserwowanie tego jak myślimy, a to jak układamy zdania mówi nam wiele o tym jak pracuje nasz umysł.

Uwielbiam, kiedy odkrywam że jakieś słowo w moim języku ojczystym zostało utworzone własnie z nowo przyswojonego przeze mnie słówka w innym języku, którym mówię bądź właśnie się go uczę.

Napewno słyszeliście, że kiedy już znamy choć jeden język obcy to nauczyć się kolejnych jest coraz łatwiej. Tutaj również się zgadzam, ale co do języków pochodzenia europejskiego. Nie wiem, czy dotyczy to wszystkich mów świata, bo niestety nie władam żadną inną z poza tej kategorii.

Pierwszym językiem obcym, którym nauczyłam się biegle mówić był włoski. A to z tej prostej przyczyny, iż moje zagraniczne wojaże zaczęłam od wyjazdu 'za pracą' do Włoch, gdzie mówi się przeważnie po włosku. Używam zwrotu “przeważnie” celowo. Wielu mieszkańców tego pięknego kraju mówi w swoich regionalnych dialektach nic sobie nie robiąc z braku umiejętności posługiwania się prawidłowym włoskim.

Przed wyjazdem znałam może jedno słowo po włosku takie jak “Dziękuję” czy “Tak”, ale zaopatrzyłam się w słownik włosko-polski, polsko-wloski i ruszyłam na podbój (a zarazem na intelektualny ubój).

Natychmiast okazało się, iż moje 'troche po niemiecku' i 'troche po angielsku' ze szkoły nikomu nie zaimponuje, bo nikt tu nie zważał na inne języki. Ku mojej uciesze nałogowo wertowałam więc słownik przy każdej konwersacji i co chwila chcąc nie chcąc nowe słówko wchodziło mi do głowy. Przy czym proszę nie robić sobie iluzji co do moich wcześniejszych umiejętności angielsko-niemieckich. Niestety, w polskich szkołach (przynajmniej za 'moich czasów') języków nie nauczano, tylko wbijano je do głowy za pomocą jakże niezastąpionego języka polskiego.

Efekt tego taki, że właśnie nijaki. To tak jakby uczyć się pływać na plaży. Ja się nikomu nie dziwię, że nie ma ochoty wskakiwać do oceanu języków obcych po odbytych lekcjach prowadzonych na piasku języka ojczystego.

A piasek w oczy szczypie jak brak odwagi, aby tak nabytą mową zacząć się porozumiewać.

Mnie na szczęście nic nie szypało, bo Włosi to bardzo otwarci ludzie na tych, którzy chcą uczyć się ich języka, a włoscy mężczyźni na przykład to nad zwyczaj wizualne istoty, więc często nie ma znaczenia czy się w ogóle cokolwiek do nich mówi. Jednak mówienie (czytaj gadanie) było moim ulubionym zajęciem 'w tamtych czasach' i wiedziałam, że jeśli nie nauczę się języka włoskiego będę w tarapatach.

W związku z powyższym utworzyłam sobie w głowie nastepującą receptę na rozpoczęcie nauki języka włoskiego:

Zaczęłam od podstawowych czsowników, które uważam za niezbędne: lubić, chcieć, móc, robić, mówić no i oczywiście być i mieć. Celowo ograniczyłam naukę odmiany czasowników do pierwszej i drugiej osoby (czyli np ja myślę, ty myślisz), bo naprawdę na pierwsze dni nie potrzebujemy więcej, a jeśli zapomnimy odmiany to zawsze możemy 'obronić się' używając bezokoliczników. Owych czasowników nauczyłam się też w formie ja i ty w prostym czasie przeszłym. Uważam, że to bardzo ważne, bo nie łatwo jest słuchczowi odróżnić kiedy mówimy w czasie teraźniejszym a kiedy w przeszłym. Ja czasami używałam do tego gestu wymachiwania ręką za ramię co miało oznaczać, że mam na myśli czas przeszły. Pomagało, ale forma czasu przeszłego po zaledwie kilku dniach wierzcie mi robi niebywałe wrażenie.

Do mojej mieszanki dołączyłam przysłówki czyli: wczoraj, dzisiaj, jutro, liczenie do dziesięciu i parę rzeczowników. Dla mnie ważne było jak powiedzieć np: tydzień, miesiąc, rok itp ponieważ pozwala to odpowiedzieć na standardowe pytania typu: 'Kiedy przyjechałeś/aś tutaj', lub 'Jak długo tutaj jesteś?' Uczymy się tych rzeczowników, które nam akurat najbardziej służą. Podobnie z przymiotnikami. Sugerowałabym zapamiętywać takie słowa, których najczęściej używamy. Każdy z nas ma przecież swój własny niepowtarzalny (czy powtarzalny!) sposób wyrażania się.

Kończymy nauką dwóch niezastąpionych pytań: “Co to (...) znaczy?” oraz “Jak to się mówi po…”

I nigdy prze nigdy nie uczymy się legendarnego wyrażenia z rozmówek blablasko-blablaskich „Nie mówię po...”

 Nie mamy roczku czy dwóch latek żeby nie mówić. Myślę, więc mówię to nasze motto.

 'Niezastąpione'ówka z czytanek na kursach językowych lub w szkołach typu: poddasze, szynka, motyka czy biustonosz niech siedzą sobie w słowniku i czekają na swoją kolej. Umysł mamy jeden i najpierw trzeba dostarczyć mu tego, co najbardziej potrzebne.

Całość doprawiamy pewnością siebie. Utwierdzamy się w przekonaniu, że mimo to że mówimy śmiesznie i nie gramatycznie to przynajmniej już coś mówimy no i mamy do tego chęci. Gdziekolwiek na świecie nie byłam i starałam się mówić tamtejszym językiem, nie przypominam sobie aby ktokolwiek mnie skrytykował za chęci do porozumiewania się. W najgorszym przypadku można kogoś rozbawić (czy to nie wspaniale poprawiać ludziom humor choć by na chwilkę?) a w najlepszym błyskawicznie zaskarbić sobie ludzkie serca.

Biegłe mówienie językiem obcym to siła – bo wzbudza szacunek, wolność – bo niezależność od innych i wyrażanie się swoimi słowami, a nie słowami innych. To również niesamowita okazja aby odkryć w sobie nasze “inne ja”, które właśnie w obcym języku może ukazać nam nasz temperament i sposób zachowania w zupełnie innym świetle. 
 

*Opisanym 'sposobem' nauczyłam się włoskiego, hiszpańskiego I obecnie uczę się francuskiego. Nie jest to metoda naukowa, ale dla mnie okazała się skuteczna w zakresie szybkiego uczenia się języka, szczególnie kiedy naprawdę chcemy w nim mówić.


No comments:

Post a Comment